Nie! To niemożliwe! Jak tak może być? Kto może mi tego zabronić? Dlaczego on/ona może, a ja nie mogę?! Gdzie tu jest sprawiedliwość? Czy to co się dzieje jest normalne? Mam tego dosyć!!!
To tylko kilka stwierdzeń, które ostatnimi czasy przewijają się w wielu rozmowach. Również w tych rozmowach, którym się przysłuchuję, a nawet, w których uczestniczę. Przecież rozpoczął się dla wielu z nas okres wypoczynku związany najpierw ze Świętami i teraz feriami szkolnymi. Od dłuższego czasu ferie kojarzyły się wielu z nas z czasem wypoczynku w innym niż domowym kontekście. Teraz jest inaczej… . I właśnie to inaczej, na które nie mamy wpływu (być może z niewielkimi wyjątkami) zaczyna bulwersować. Bulwersować tak mocno, że pojawia się narzekanie, które nieodparcie wiąże się z zamartwianiem. Narzekanie wynika z niezgody na coś, co mnie spotyka i osobiście dotyka, a zamartwianie łączy się z refleksją i pytaniem jak sobie w tej sytuacji poradzę. Myślę sobie, że jeśli przekroczymy sferę niezgody w obu stanach – narzekaniu i zamartwianiu, to będziemy mogli dostrzec, że to czego doświadczamy w tych dwóch obszarach buduje w każdym z nas obszar nadziei, pomysłów i rozwiązań. Innymi słowy moje narzekanie oraz związane z tym zamartwianie może być (a myślę nawet, że powinno być) twórcze lub… bardzo twórcze. Jeśli narzekam, to znaczy, że chcę żeby było inaczej czyli lepiej, a jeśli się martwię, to znaczy, że przewiduję i mogę szukać rozwiązań dla doświadczanych frustracji. Oczywiście mówię tu o przeciętnym nasileniu narzekania i zamartwiania, i nie łącze tego z cierpieniem wynikającym z różnych chorób w tym depresji. Dziś w mojej refleksji odnoszę się do stanów narzekania i zamartwiania powstających sytuacyjnie w związku z rodzącymi się frustracjami.
Jeśli z mojego narzekania i zamartwiania ma zrodzić się coś dobrego i twórczego, to nie mogę zapomnieć, że rozwiązań, pomysłów mam szukać w sobie a nie w innych ludziach. Czyli nie zmieniam kogoś lub czegoś, a zmieniam siebie i swoje zachowanie w kontekście, który mnie dotyczy i w związku, z którym narzekam i zamartwiam się.
Przejdźmy do konkretów. Czyli jeśli przyjmiemy, że za narzekaniem kryje się chęć, żeby było inaczej, a z zamartwianiem łączy się wola podjęcia wysiłku poszukiwania rozwiązań, to nie pozostaje nam nic innego jak przestać utyskiwać, a zacząć działać.
Jeśli nie możesz z dzieckiem albo sam wyjechać na wczasy, to odpowiedz sobie na pytanie, co mogę zrobić inaczej żeby odpocząć? Może… wyłączyć telewizor, odłożyć smartfon a sięgnąć po grę planszową, zaproponować swojej pociesze spacer, pójść pobiegać, zagrać w kalambury, zabawić się w teatr w domu, sięgnąć po książkę, nauczyć się modelarstwa…, itp. Ktoś powie błahostka, głupoty. Ale przecież tak wielu z nas zanim dotarły do nas „cuda techniki” spędzało swój wolny czas. Sam pamiętam jak z moim dziadkiem zajmowałem się całymi dniami modelarstwem.
Zobaczcie narzekając i martwiąc się możemy obudzić w sobie twórcze pomysły, które na pewno nie będą gorsze od dalszych bądź bliższych wyjazdów. Pozostaje chcieć. I jeszcze na koniec. Mówi się, że dziecko powinno doświadczyć uczucia nudy bo ono buduje w nim kreatywność i twórczość. Zatem analogicznie, czy moje narzekanie i zamartwianie doświadczane w rozsądnych rozmiarach nie miałoby mnie pobudzić do twórczej aktywności i stworzyć w ten sposób przestrzeń do kreatywnego wypoczynku?
Pozdrawiam,